MENU

sobota, 13 grudnia 2014

wspomnienie porodu

Na początek wspomnienie porodu:

Do szpitala pojechałam dwa dni przed planowaną datą porodu, ponieważ rano dostałam krwawienia i miałam skurcze co 8 minut. Oczywiście widząc krew na papierze wpadłam na chwilę w panikę... 


W szpitalu powiedzieli, że to nie krwawienie lecz plamienie (no chyba potrafię rozróżniać kolory!), a rozwarcie mam na 3 cm. 
Początkowo chciano mnie odesłać do domu, ale po zbadaniu okazało się, że pęcherz płodowy jest napięty i może pęknąć w każdej chwili, zatem zostałam.
Do wieczora nic się nie działo, nawet powiedzieli, że jak nie będzie postępu porodu, to wypiszą mnie rano. Około godz. 22 miałam już skurcze co 4 min, ale rozwarcie było "tylko" na 4 cm, więc położne poleciły bym weszła pod gorący prysznic na pół godziny. prysznic rozkręcił mi skurcze tak,że ledwo co wytrzymywałam z bólu.
Nad ranem  przeszłam na porodówkę i zadzwoniłam po męża, by przyjechał. Na porodówce mąż wspierał mnie cały czas, liczył skurcze, masował mi plecy i podtrzymywał na piłce (skakałam na niej podczas skurczy) i tak trwało to do godz. 11, kiedy to miałam wreszcie 8 cm rozwarcia :) 
Kolejną godzinę spędziłam pod gorącym prysznicem (super łagodził ból podczas skurczy), co dało 9 cm rozwarcia i wreszcie mi odeszły wody. Niestety okazało się, że są zielone (dziecko wydaliło smółkę), ale miałam skakać dalej na piłce... 
Byłam już wykończona, głodna i zasypiałam na tej piłce, gdyby nie mąż, który mnie podtrzymywał to zasnęłabym tam na miejscu mimo bólu.... Położne widząc to pozwoliły mi się położyć na lewym boku na łóżku i podnosić nogę jak będzie skurcz, a skurcze miałam już co 1 minutę.
Stwierdzono, że te moje skurcze chyba są za słabe bo nie krzyczę (!) 
No cóż, nie krzyczałam z bólu ponieważ nastawiłam się, że urodzę siłami natury. Bardzo tego pragnęłam. Wiedziałam, że poród sn wiąże się z bólem, zatem postanowiłam go jakoś przetrwać i nie nakręcać się niepotrzebnie...energię wolałam skierować na łagodzenie bóli skurczowych poprzez skakanie na piłce, do tego byłam już tak zmęczona,że nie miałam siły krzyczeć, choć bolało pieruńsko... 
Na 10 cm rozwarcia podali mi oksytocynę i kazali przeć. Byłam zaskoczona, że nagle mam przeć, więc pierwszy raz się nie udał, ale później już parłam i tu już krzyczałam z bólu (krzyk pomaga w parciu!).
Nagle kazano mi przestać przeć, za to poproszono bym oddychała głęboko torem brzusznym. Jak dobrze, że ćwiczyłam te oddechy przeponą! Nawet mnie pochwalono, że pięknie oddycham :) Mąż oddychał ze mną  
Nagle nie wiem kiedy przedstawił mi się anastezjolog, który zapytał czy coś jadłam (nie miałam kiedy, miałam jedynie lizaki, które nota bene namiętnie lizałam by mieć energię) i na sali pojawił się mój lekarz prowadzący. Powiedzieli, że wiozą mnie na cesarskie cięcie. Nawet nie zdążyłam się wystraszyć, szybko podano mi znieczulenie ogólne i odpłynęłam. Później dowiedziałam się, że synek źle się wstawiał główką i spadało mu tętno podczas parcia...

Jak się obudziłam to strasznie mną trzęsło i byłam w lekkim szoku, że już po wszystkim, gardło strasznie miałam zdarte, myślałam, że zdarłam je krzycząc ;), ale okazało się, że to po intubacji tak po prostu gardło boli... Przywieziono mi Stasinka i położono na mnie Nareszcie mogłam zobaczyć syneczka!

Na noc wzięto Go na noworodki, bo ulewał wodami płodowymi, a ja leżałam jak kłoda. 
Nad ranem już mnie pionizowano, tzn. sama wstałam powoli i z pomocą położnej przeszłam pod prysznic. Na początku myślałam,że z tą pionizacją to głupi żart (tak szybko? minęło zaledwie 8 godzin), no ale na szczęście nie było tak źle, choć rana rwała jak szalona....W każdej chwili mogłam poprosić o środki przeciwbólowe i tak robiłam

Cały dzień byłam na  płynnej diecie - dla mnie głodomora był to istny koszmar! Dopiero w drugiej dobie po porodzie mogłam przystawiać Staszka do piersi ( położne powiedziały,że przy ulewaniu wodami płodowymi nie było sensu przystawiać wcześniej bo oboje byśmy się zniechęcili).
Zatem jeden dzień mieliśmy z mężem na podziwianie naszego maleństwa :) Patrzyliśmy jak zahipnotyzowani na nasz mały cud

Jestem szczęśliwa, że rodziłam z mężem, że mnie tak wspierał i widział jak ciężko rodzi się dziecko. Dzięki temu docenił mój wysiłek i podziękował mi za to, że "dałam" mu takiego przystojniaka  



Na początku żałowałam, że nie urodziłam naturalnie, ale właściwie przeszłam cały poród siłami natury tylko nadal nie wiem jak boli to wypychanie dziecka na świat ...
Ale najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze
oczywiście zzo mi nie dali, bo stwierdzili, że strasznie powoli to u mnie idzie i ze dają tylko w szybkich akcjach...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...