Jak to w życiu bywa, musi coś się dziać, by nie było
za nudno ;) Tak samo jest z karmieniem piersią.
Od wyjścia ze szpitala karmiłam syna co 3 godziny
licząc od początku karmienia, jak z zegarkiem w ręku. Jedną pierś
ssał około 35 min. Zaczęłam się cieszyć, że mam tak książkowe
i bezproblemowe dziecko :)
Niestety przed wizytą położnej, która miała zbadać czy syn przybrał od wyjścia ze szpitala, kierując się chęcią podtuczenia synka, zasugerowałam się niepotrzebnie opiniami, że powinnam pobudzać dziecko do efektywnego ssania: smyrałam go zatem po karku i po stópkach zachęcając by wciągnął jeszcze trochę. Efekt był taki, że nagle zaczął mi "wisieć"na cycku z ponad godzinę. A po godzinie snu w cudowny sposób znów był głodny....nawet po zmianie pieluszki i noszeniu wkładał rączki do ust i symulował ssanie...
W końcu nie mogąc już usiedzieć ze zmęczenia,
wzięłam Staszka do łóżka i zasnęłam z nim karmiąc na boku
(właściwie to z jego strony było tylko ciumkanie, bo tą pierś
miałam już opróżnioną). Nie muszę dodawać, że ta noc nie
należała do przespanych....
Rano Staszek tak łapczywie łapał pierś, że
„nadgryzł” mi brodawkę w prawej piersi! Jak pił z niej to
wyglądał jak mały wampir, cała buzia we krwi... Nie należało to
do przyjemnych doznań... Jak kończył, ledwo co go odłożyłam na
bok, to z buzi wylewał mu się pokarm wymieszany z krwią....,
wszystko wokół było pobrudzone, nie mówiąc o Nim i jego
ubrankach...
Jak go przebrałam to zaczynał płakać, myślałam, że
z głodu i wszystko zaczynało się od nowa...Wpadliśmy w błędne
koło, myślałam że zwariuję.....
Gdyby nie pomoc męża, to przyrosłabym chyba do
fotela, nie miałam przecież siły się podnieść razem z Nim, bo
rana po cc ciągnęła.
Mimo bólu podczas przystawiania, postanowiłam, że tak
łatwo się nie poddam! Dałam radę rodzić bez zzo to dam radę
również karmić z bolącą piersią! Zacisnęłam zęby i w myślach
powtarzałam sobie, jak go kocham i chcę dać mu to co dla Niego
najlepsze.
Po karmieniu płakałam z bezsilności, podczas gdy mąż
próbował uspokoić Staszka. Jak mąż go brał i się z nim kładł
lub siedział to on się po nim czołgał i szukał cycka... Dopiero
po jakimś czasie wpadliśmy na to, że ten płacz to nie sygnał
głodu lecz potrzeby bliskości i przytulenia...
Na szczęście położna i stwierdziła, że mleka mam
dużo, Staś dobrze przybiera, a na jego silny odruch ssania zaleciła
smoczek. Początkowo bałam się, że po smoczku Stasiu nie będzie
potrafił szeroko otwierać buzi i zaczną się problemy z chwytaniem
i tak obolałych piersi, ale na szczęście to taki głodomorek, że
nie ma z tym problemu.
Opracowałam już technikę by Stasiowi się nie
ulewało:
jak tylko puści brodawkę, podnoszę Go do odbicia na
ramię, masuję po lewej stronie plecki by sobie beknął. Czasami
przed karmieniem też Go w ten sposób masuję by się uspokoił i
nie łapał tak łapczywie piersi i zarazem powietrza.
Po karmieniu smarowałam sutek swoim mlekiem i
wietrzyłam go około 15 minut. Po kilku dniach rana się zagoiła :)
Ciężko matce karmiącej zachować spokój i
rozluźnienie, tak potrzebne by nie zniechęcić się do KP. Bliscy
denerwują dobrymi radami typu:
- "ja bym zrobiła to tak",
- „a dlaczego nie robisz tego w ten sposób?",
- "pewnie coś zjadłaś i dziecko cierpi"...,
Dlatego ogłosiłam, że przez pierwsze 2 tygodnie nie
przyjmujemy żadnych gości, bowiem potrzebujemy czasu i spokoju, by
się siebie nawzajem nauczyć.
Wychodzę z założenia, że każda matka intuicyjnie i
instynktownie wie co dla jej dziecka jest dobre i nie pozwoli go
skrzywdzić.
Jak ktoś mnie denerwuje telefonicznie to mówię, że
dziękuję za dobre rady, jak będę ich potrzebować to na pewno o
nie poproszę. Dziadkowie i rodzice mieli już szansę się wykazać
(wychowali przecież dzieci), niech dadzą ją i nam.
Najważniejsze by mały miał spokojną i wypoczętą
mamę.
Mimo, że wszędzie trąbią o tym karmieniu na żądanie,
to jestem raczej za koncepcją "łatwego planu" z "Języka
niemowląt" Tracy Hogg.
Karmię minimum co 2,5 godziny od początku karmienia, a
w nocy nie wybudzam, bo Staszek sam się budzi na karmienie mniej
więcej co 4 godziny.
Oczywiście nie robię tego z zegarkiem w ręku ;). Jak synek wciągu dnia ssie tylko 15 minut to wiem, że za godzinę znów będzie głodny i wtedy daję mu jeść z tej samej piersi. Jeśli miną dwie godziny to karmię z drugiej piersi.
Oczywiście nie robię tego z zegarkiem w ręku ;). Jak synek wciągu dnia ssie tylko 15 minut to wiem, że za godzinę znów będzie głodny i wtedy daję mu jeść z tej samej piersi. Jeśli miną dwie godziny to karmię z drugiej piersi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz